„W międzyczasie #2”

/

Lato to dość absorbująca pora roku. Najpierw całą zimę klniesz i wyczekujesz wiosny. Później marudzisz, że masz już dość jazdy, kiedy niewiadomo jak się ubrać, na długo, na krótko, pół na pół czy inny **uj.

Jak już zacznie grzać, to jest super. Ale nie chce Ci się bezsensu klepać w klawiaturę, nie chce Ci się rano wstawać, bo przecież ciągle coś i dni są długie. Jest super ale wiesz, że lada moment się wszystko skończy i w ogóle przyjdzie jesień koniec sezony i dupa.

ALE NIE. Są tacy szczęściarze jak ja. I nie chodzi tu o to, że jako super przykładny bloger, przygotowałem podsumowanie sezonu. Albo pięć tematów jak przeżyć pierwsze jesienne chłodne wieczory. Którą lampkę kupić w decathlonie albo mam info o najlepszych trenażerach prosto z „bike expo scyzoryki”. Tak się składa, że:

a) lubię jesień,

b) miałem urodziny we wrześniu,

c) lubię wieczorną jazdę po ciemku.

I nie dostałem od żadnej super firmy nowego sprzętu do testowania. Powiedzmy sobie jestem leszczem, jak rude dziecko w gimnazjum, którego bliscy przekonują o wewnętrznym pięknie. Mnie przekonali i na pocieszenie dostałem ekstra prezent. I nie piszę po to, żeby połechtać ego. A może i tak. Możecie mi zazdrościć ekstra wieczoru ze słabą średnią, jak nie pro, ale z GoPro.