Usedom Grail

//

Kiedy decydujesz się odpalić bloga, musisz liczyć się ze „wsparciem” kumpli. Przy pierwszej lepszej okazji poklepią Cie po ramieniu uśmiechając się szyderczo lub po prostu przywitają Cie skandując na cały głos: bloger, bloger, bloger! Lecz kiedy masz w ręku bilet na wyspę Uznam, a w drugim trzymasz najnowszego Canyona Grail’a to możesz się z nich śmiać tak szeroko, że będzie Ci widać wszystkie plomby.

W sumie do samego końca nie zdecydowałem czy ma być to wpis o Grailu czy Uznamie. Czy może Grailu na Uznamie, czy Uznamie na Grailu. Jedno wiem napewno, grailowa pętla na Uznamie będzie śniła mi się po nocach.

Jakbym miał zdecydować się na jeden typ roweru, to pewnie nigdy bym się nie zdecydował. Ale jakbym wrócił na stałe do Świnoujścia, to mógłbym mieć trekkinga.. Tylko po co? Przecież jak raz zasmakujesz prędkości na szosie, to nie chcesz jeździć wolniej. Tak samo jest z mtb. Jak wiesz co na nim możesz robić w lesie, to nie chcesz wpasowywać się w stylówę niemieckich turystów na równej ścieżce rowerowej. I właśnie to wszystko na Uznamie, można robić na Grailu.

Wyspę Uznam zjeździłem wzdłuż i wszerz. Najpierw na crossie, później wpadałem tu z szosą i czasem mtb. Zawsze się dobrze bawiłem. Ale ogrom mieszanych ścieżek i ograniczenia związane z ilością dróg na wyspie powodowały znane uczucie zgodne ze wzorem n +1. Dlatego jak tylko okazało się, że dostanę Graila od Pawła, od razu wiedziałem jak będzie wyglądać pętla.

Miała być duża! Moja „wielka uznamska gravelowa pętla” miała prowadzić przez wszystkie super miejsca o których mało który plażowicz wie. Miała lecieć super szutrami przy polodowcowym jeziorze Wolgastsee. Super drogą asfaltową na tyłach Ahlbecku, która prowadzi do lasu, żeby szybko zamienić się w sypką drogą polną na zapleczu Heringsdorfu. Później wyjeżdżając przez tyły kolejnego carskiego kurortu miała zachaczyć o kameralny las przy Kleiner Krebssee,  który prowadzi prosto do Benz. Jak tylko się dało miała prowadzić jak najbliżej Achterwasser. Polnymi drogami, wpadającymi do lasu, żeby chwilę później wylądować na dzikiej plaży. Płytami betonowymi które zamieniały się w wały przeciwpowodziowe, a na końcu wjeżdżało się na pro marinę jachtową w Stagnies.

Prawdziwie epicka pętla musiała prowadzić do epickiego miejsca (chyba totalnie zapomnianego przez tubylców), na Weisser Berg! Z którego miałem epicki widok na zalew! Na mojej wielkiej gravelowej pętli nie mogło zabraknąć miejscówki z domowym ciastem i bez alko niemieckim piwem w Krummin. A wszystko po to, żeby mieć siły na kolejne super polne asfalty z których miałem widok na Wolgast i na szutry niczym ze Strade Bianche, którymi dojechałem do Peenemunde (swoją drogą to chyba najbrzydsza wioska na wyspie – serio!). Na koniec zostawiłem sobie długą linię prosto-zawiłą z Karlshagen do Świnoujścia. Na której byłem przygotowany na spory ruch rowerowy tych wszystkich niemiaszków, którzy oblegają wybrzeże poruszając się wzdłuż na przenajlepszych niemieckich trekkingach. Lecz fart chciał, że Niemcy siedzieli przed telewiozrami i krzyczeli „Nicht sie nein stało”. A ja ten super odcinek leśnych scieżek prowadzących wzdłuż najlepszych kurortów, wydm i lasów, poleciałem tak szybko, że nie chciało mi się pstrykać kolejnych fot.

Bo w sumie jazda na Grailu dała mi super turystyczny i wygodny tryb pedałowania, gdzie nie obawiałem się niczego. Ani terenu, ani średniej która i tak nie była zła. Jedyne czego mógłbym żałować, to to, że nie wydłużyłem tej pętli do 200km..

PS. Bardzo dziękuję Pawłowi, za „wspieranie młodych lokalnych blogerów”.

STRAVA | Pobierz .GPX