Przygoda w Kampinosie

To było tak: Piotr i Paweł z Canyon powiedzieli mi, że w Warszawie (a tak naprawdę w Puszczy Kampinoskiej), jest taka tam ustawka gravelowa. No i oczywiście – jedziemy.

Brzmiało sensownie. W końcu zrobić ponad 500km w jedną stronę, żeby przejechać pętlę ~130km to tzw. „stan wyższej konieczności” (pomimo, że któryś z nas mógłby być żywicielem rodziny). No i nie można pominąć faktu, że na 130km trasę, przypinanie numeru startowego ma sens.

Tyle, że ekipa Gravel.LOVE postanowiła zrobić ustawkę bez ścigu, bez numeru, za to z dobrą bazą do uzupełnienia płynów izotonicznych i zupą. Trochę szkoda, bo przez takie fanaberie ominęło nas pudło w klasyfikacji „reprezentacji Zachodniopomorskiego”, teamu fabrycznego, a i Piotrek liczył na pudło w klasyfikacji mechaników.

Na otarcie łez napiszę tylko, że pogoda była w pakiecie, urozmaicona trasa i niezła frekwencja również. Pojechać do stolicy po „Grailować”, uciąć kilka luźnych rozmów i pokazać niedowiarkom, że ta śmieszna kierownica na trzydziestocentymetrową pizzę ma sens, to jakby dobry deal.

Klasycznie, dokuczając tym co nie byli, zachęcam do przeglądnięcia galerii. Tym co nie wiedzą, że była taka trójka, co to ze Szczecina wpadła, polecam oznaczać niedowiarków by zobaczyli się na zdjęciach zrobionych przez prowincjonalnego blogera.

Szczerze to czekam na rozwój akcji, co by gravel.LOVE – przygoda w Kampinosie miała swoją kontynuację. Może Przygoda w Bukowej?

Strava