Zielona Góra

//

Czasami chciałbym naklepać tekst na 2000 znaków. Opisać dokładnie 274km, trochę ponad 10h w siodełku i kilka godzin przerw. Ale chyba nie umiem..

Wydaje mi się, że porównania i statystyki nie maja żadnego sensu. Bo przecież w 10h, to można by pyknąć i pewnie ze 320km. To by było takie 10h patrzenia się ciągle w koło, jadąc idealnym asfaltem. Ta idealna prosta najbardziej męczyła mnie dojeżdżając do Gorzowa.

No bo tak, wzięliśmy dwie szosy. Dwa Canyony Endurace (CF i AL), obładowaliśmy sprzętem który chcieliśmy przetestować przed Race Through Poland i pojechaliśmy w nieznane. Wymyśliliśmy sobie, że trzeba machnąć coś koło 280km. Wybrać mieszany teren i najlepiej taką trasę której wcześniej nie robiliśmy. I oprócz odcinka do Trzcińska, wszystko było nowe. Trochę normalnych ścieżek rowerowych, ładne szutry z „ekstra dużymi kawałkami”, małe nieuczęszczane drogi. Drogi z gorszą nawierzchnią, takie co to z asfaltu niedługo zrobi się szutr. Stare nierówne bruki i te trochę równiejsze. Trochę polnych dróg, prowadzących do zapomnianych wiaduktów i mostów.

Tak, wyszło dużo mostów. Ale taka droga – sypka, kurząca się – nie dla szos może bardziej dla graveli, była idealna. Zero nudy, ciągłe zmiany, ładne widoki, trzy kawy po drodze, dwa piwa bez alko i pizza na koniec w Zielonej Górze. 274km super przygody. Niedługo będzie podobnie na południu. Koło 1400km, nadal na szosie. Ale po wszystkim chcę Graila (może Paweł to czytasz).

Więc jak pisałem na początku, chciałbym umieć pisać. Ale lubię zachowywać sobie obrazy w głowie. Ot kolarstwo romantyczne. Na szczęście mam super gadżet i nagrywam różne urywki i dziś złożyłem coś co mi się mega podoba, bo ten trip mi się mega podobał: